Czemu znakować koty?

Telefon od znajomej karmicielki – mamy w kolonii nowego kota. Przyszedł nie wiadomo skąd, dziki. Wygląda na kotkę. Wysterylizowana ta kotka? Nie wiadomo. Umawiamy się na oględziny – faktycznie, wygląda na kotkę (drobna), faktycznie dzika (nie podchodzi) – więc umawiamy się na łapankę. Po kilku podejściach udaje się nową kotkę złapać w klatkę-łapkę. W lecznicy kotka dostaje narkozę, ale po ogoleniu brzucha weterynarz znajduje bliznę. Kotka już była wysterylizowana…

A można było tego uniknąć w bardzo prosty sposób. Gdyby ta kotka została podczas sterylki (w narkozie) oznakowana poprzez nacięcie ucha, nie trzeba byłoby jej już łapać i narażać na ogromny stres, nie dostałaby niepotrzebnej narkozy… I tak kotka miała w sumie szczęście, bo gdyby została wysterylizowana poprzez nacięcie boczne, to być może dopiero w trakcie operacji weterynarz zauważyłby, że narządów rozrodczych brak.

ucho7

Tnijmy uszy dla dobra kotów! Oznakowanie wysterylizowanego kota to oddanie mu ogromnej przysługi, dzięki temu kotu nie grożą „atrakcje” w postaci wielokrotnego łapania i narkozy. Nawet jeśli karmiciel zna wszystkie swoje koty i wie, które są wysterylizowane – koty czasem migrują, sytuacja po kilku latach może się zmienić… a co jeśli w kolonii jest kilka identycznych kotów, np. czarnych albo burych? Dzięki oznaczonym uszom wiadomo które z tych kotów łapać do sterylizacji, a które odganiać od klatek-łapek, które przegłodzić przed planowanym łapaniem, a które nakarmić do wypęku, żeby nie przeszkadzały włażąc do klatek.

Obcięcie koniuszka ucha odbywa się w narkozie (czyli jest bezbolesne) i goi się szybciej od cięć związanych z samym zabiegiem. Nacięcie ucha w żaden sposób nie wpływa na jego funkcję, kot z oznakowanym uchem słyszy tak samo jak przed zabiegiem. Koty nie przeglądają się w lustrze i nie brakuje im tego kawałeczka uszka! Za to karmiciel może z dumą pokazywać takie kocie uszy, bo to znak, że koty, którymi się opiekuje, są zadbane i nie będą przeszkadzać okolicznym mieszkańcom głośnymi serenadami albo smrodliwymi „wizytówkami” na oponach samochodów.

Natura nie lubi linii prostych, dlatego ucho właśnie trzeba naciąć prosto – nie pomylimy takiego oznakowania z wystrzępieniem uszu, jakie czasem kocury same sobie fundują podczas walk. Nacinanie ucha „w ząbek” albo wycinanie trójkącika z boku nie jest już tak oczywiste. Płasko obcięty koniuszek ucha to jasny znak, że kot jest kastratem.

Czy można jakoś inaczej oznaczyć wykastrowane koty? Można, oczywiście – ale nie ma innego skutecznego i trwałego sposobu. Tatuaż w uchu jest kompletnie niewidoczny podczas łapania kota ani nawet już po złapaniu, bez podania narkozy. Zwłaszcza jeśli to jest czarny kot, albo ma brudne lub zaświerzbione uszy. Czipowanie również nie zda egzaminu, z wielu powodów. Nawet jeśli wolontariusze łapiący koty mieliby czytnik do dyspozycji, to koty nie ustawią się w kolejce do sprawdzenia, który z nich ma czip. Również po złapaniu do klatki-łapki odczytanie czipa jest raczej niemożliwe – czytnik trzeba przysunąć bardzo blisko (15 – 30 cm albo prawie przy skórze, to zależy od typu urządzenia) i w dodatku kot powinien być nieruchomy przez kilka sekund. W dodatku czipy przemieszczają się pod skórą, więc wszczepione z lewej strony szyi po pewnym czasie mogą się znaleźć np. pod żuchwą. Jakby tego było mało, technologia idzie naprzód, czipy i czytniki się zmieniają, nie każdy czytnik odczytuje wszystkie rodzaje czipów… A na koniec trzeba jeszcze brać pod uwagę dodatkowe koszty czipów, czytników i zmarnowanego czasu na łapanie kotów, które już są wysterylizowane.

Koteria od  lat kastruje koty miejskie i znakuje je poprzez ucięcie końcówki ucha. Metoda ta jest bezbolesna (tnie się w narkozie), trwała i pozwala na jednoznaczną identyfikację kotów po kastracji. Nacięcie ucha w żaden sposób nie upośledza kota. A w dodatku – podobno – nacięte na płask ucho stało się wśród kotów miejskich niezwykle modne!

Jana Zamięcka