Mały łowca

Wielu opiekunów kotów niepokoi to, co stanowi sedno natury tych zwierząt, a mianowicie ich skłonność do polowań. Behawioryści w odniesieniu do kotów mówią o tak zwanym łańcuchu łowieckim, który składa się z poszczególnych sekwencji, a więc wszystkich póz i ruchów, jakie możemy zaobserwować u polującego kota.

Pisząc o kocich polowaniach mam na myśli oczywiście koty wychodzące (kot, który może korzystać z osiatkowanego balkonu może co najwyżej schwytać jakiegoś owada. Koty uwielbiają łowić chrabąszcze, a słyszałam o przypadku, gdy złowionym owadem koty… „grały w piłkę”). Kotom niewychodzącym zdarza się również wytropić pająka (który zostaje natychmiast zjedzony) lub… karalucha.

Wracając do kotów wychodzących – niektórzy opiekunowie skarżą się, że ich koty są przecież najedzone i nie mogą pogodzić się z drapieżnymi zapędami ulubieńców. Ptak, mysz, motyl… a potem znaleziony makabryczny prezent, który jest w najlepszym razie półżywy. Czy można temu przeciwdziałać? Obawiam się, że niestety nie do końca. Najedzony kot też będzie polował, bo to jest zachowanie instynktowne, choć oczywiście jedne koty są bardziej łowne od innych (co ciekawe, wpływ na to ma m.in. genetyka). Są wprawdzie dostępne obróżki z dzwoneczkami mające ostrzegać ptaki, że zbliża się niebezpieczeństwo, ale takie obroże stwarzają ryzyko, że nie odepną się na czas, a wtedy kot może się powiesić na drzewie Po drugie, jak zauważono, niektóre koty potrafią sprytnie podtrzymywać dzwonek, tak by nie wydawał żadnego dźwięku.

Inni opiekunowie próbują odzwyczaić koty od wychodzenia, co może się udać, ale jest procesem czasochłonnym i stresującym dla obu stron. W takim przypadku trzeba kotu zaoferować coś w zamian, na przykład zbudować mu wolierę w ogrodzie, która spowoduje, że kot nie upoluje ptaka, ale będzie równocześnie przebywał na świeżym powietrzu. 

[Marta Chrzczanowicz]